Moni Moni
1009
BLOG

Pasażerowie trzeciej kategorii

Moni Moni Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

 

Latać nam sie zachciało, kaprys taki mamy. Postanowiliśmy patriotycznie skorzystać z usług LOTu no i oczywiście, lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie. No i tu zaczyna się opowieść o tym, jak to Moni okazała się naiwną dziewczynką żyjąc w przekonaniu, że co jak co, ale lotniska u nas działają co najmniej nieźle, o tym, jak dzieli się pasażerów na lepszych i gorszych i o tym, jak niekompetentna panienka z okienka potrafi doprowadzić człowieka do ciskania przedmiotami ciężkimi.

Postanowiliśmy odbyć lot do Szczecina, konkretnie do Goleniowa bo jak wiadomo to lotnisko jest najbliżej Szczecina. Ponieważ od paru dni rano była gęsta mgła liczylismy się z tym, że nie polecimy, wiadomo, bezpieczeństwo najważniejsze. O to nie miałabym najmniejszych pretensji. Tak zresztą rzeczywiście się stało, ale to co nam zafundowano przy okazji napełniło mnie chęcią porwania solidnego sękatego kija i obicia paru prezesów, menadżerów i innych urzędasów.

Sobota, czwarta rano, dzwoni budzik. Szybki prysznic, śniadanie i jazda przez pół miasta na lotnisko, żeby być odpowiednio wcześnie na lot o 7.30. Jesteśmy na Okęciu mniej więcej na godzinę i dwadzieścia minut przed odlotem, czyli absolutnie zgodnie z zasadami. W hali czarny chrzęszczący tłum. Dwie gigantyczne kolejki, jedna do odprawy, druga, już odprawionych w domu lub kiosku do zdania bagażu rejestrowego. Stajemy w tej pierwszej. Nie lubimy odprawy w kiosku, zresztą obie kolejki są gigantyczne. Star Alliance ma otwartych 10 okienek- trzy business class, 5 dla odprawionych on-line, dwa specjalne (m.in. family) i dwa do zwykłej odprawy. To pierwszy absurd, dwie panie przy okienkach specjalnych siedzą sobie i, brzydko mówiąc, pierdzą w stołki, bo tam podchodzi jeden pasażer na pół godziny (do jednego z nich przez godzinę nie podeszła ani jedna osoba), przy okienkach business odprawa na bieżąco z przerwami. Kolejka do nadania bagażu oczywiście porusza się o wiele szybciej bo to i krócej trwa i okienek więcej. Słowem- kompletny absurd organizacyjny. Kiedy moi towarzysze niedoli mieli 20 minut do odlotu (Rzeszów) a ja 30, w kolejce zaczął narastać bunt. W tym momencie jeden z panów z okienka wstał i poszedł sobie. Jeden z pasażerów lecących do Rzeszowa dostał jasnej cholery i poleciał robić awanturę. Odpowiedź jednego z panów: „Taką mamy sytuację, nawet sam szef siedzi i obsługuje”. Wtedy ja nie wytrzymałam i powiedziałam zjadliwie, że chciałabym wiedzieć który to ten szef bo chcę mu powiedzieć kilka ciepłych słów. Oczywiście pan szef się nie przyznał, gdzie siedzi, co skłoniło mnie do dość głośnego pouczenia ogólnego, że szef nie jest od siedzenia i łatania dziur tylko od właściwej organizacji pracy i powinien przesunąć personel nie mający akurat żadnych zadań (dwie panie pierdzące w stołki) tam, gdzie będą lepiej wykorzystywać czas pracy. W końcu, pod naciskiem pasażerów, dwie panie wzięły się do pracy (problem trwał ponad godzinę, bo oprócz tych dwóch lotów odprawiali się pasażerowie m.in. do Paryża i Brukseli oraz na kilka innych destynacji) i zaczęły odprawiać pasażerów z dłuższej kolejki. Okazało się w tym momencie, że jest nowy kłopot, bo odprawy do Rzeszowa i Szczecina zostały zamknięte. Nasz, pasażerów, problem, bo mogliśmy przyjść wcześniej, prawda? Ponieważ jednak w powietrzu unosił się słodko-gorzki zapach linczu odprawy ponownie otwarto i… następna „milusia niespodzianka”. Przeuroczy pan przydzielił nam inne miejsca, niż te, które wybraliśmy przy kupowaniu lotu i słono za to zapłaciliśmy (ponad 20 złotych za prawo wyboru jednego miejsca). Na nasze protesty oświadczył, że nie może przydzielić inaczej. Zawarczałam wtedy naprawdę groźnie i oświadczyłam, że zrobię z tego haję na pół Polski (co niniejszym tekstem zaczynam czynić). Tego, co powiedział mój mąż, nie przytoczę bo mogą to czytać nieletni. Zresztą, jak opuścić brzydkie słowa to okazałoby się, że milczał jak zaklęty. Z kartami pokładowymi pogalopowaliśmy do kontroli bezpieczeństwa. Po drodze usłyszeliśmy, że lot jest opóźniony o prawie godzinę, co pozwoliło nam się poruszać w zwyczajnym cywilizowanym tempie. Na szczęście kontrola miała całkiem normalny przebieg co pozwoliło nam nieco ochłonąć. Nie na długo jednak. Kiedy spacerowaliśmy sobie z kawą kupioną w automacie nagle na tablicy wyświetliła się informacja o boardingu. Połknąwszy gorący płyn rzuciliśmy się do swojego wyjścia, od którego zdążyliśmy się znacznie oddalić sądząc, że mamy trochę czasu. Ale to oczywiście nasz problem, było nie łazić nie wiadomo gdzie. Rzecz jasna, inni pasażerowie też się rozleźli, kierując się informacją o znacznym opóźnieniu lotu. Teraz gwałtownie wyskakiwali, jedni z toalety, inni ze sklepu, jeszcze inni z barków. Załadunek do autobusu trwał dobry kwadrans, bo niektórych pasażerów nie dało się od razu odnaleźć. Kiedy już w wszyscy byli w środku silnik triumfalnie zaryczał i w tym momencie rozległ się miły męski głos, który oznajmił nam kolejną niespodziankę. Otóż lot ze względu na pogarszającą się pogodę odwołano. No cóż, spodziewaliśmy się, że tak mogło się zdarzyć, bezpieczeństwo najważniejsze, nikt rozsądny pretensji mieć nie może.

Ale teraz okazało się, że bezsensowny kolejkowy koszmar z odprawy to nic w porównaniu z tym, co nas teraz czekało. Trzeba było odebrać bagaż i załatwić sprawę zwrotu pieniędzy za niezrealizowaną usługę. Niby proste, ale nie u nas. Bagaż udało się nam oraz naszym towarzyszom niedoli, wśród których był, budzący powszechne współczucie, okropnie zestresowany piesek, odzyskać w miarę sprawnie, poczym procesyjnie udaliśmy się do biura LOTu. No i się zaczęło. Okazało się, że jeżeli ktoś kupował bilet przez Internet, czyli 90% pasażerów, może nie stać kolejce bo takie rzeczy można załatwić tylko przez call center. Do call center, jak pewnie wszyscy się domyślili, nie dało się ogóle w tym momencie dodzwonić. Jeszcze gorzej mieli pasażerowie, którzy w Warszawie mieli międzylądowanie- okazało się, że LOT ani myśli zwrócić im pieniądze za już odbyty odcinek podróży bo przecież na przykład z Krakowa przylecieli. Co mogą zrobić dalej znalazłszy się wbrew woli i intencjom w Warszawie, w sobotę o 9 rano, kiedy mieli być drodze do Szczecina? A tego to już pracownicy biura nie wiedzą. Dla tych pasażerów nie było żadne propozycji- chyba, że następny lot- w niedzielę rano. Albo innego dnia… Jedna pani zapytała, czy mogłaby polecieć do Poznania, bo stamtąd miałaby transport do Szczecina- nie, nie ma takiej możliwości. Żadnej innej też nie. Co ludzie mają ze sobą zrobić w Warszawie przez sobotę? A to już sprawa ich pomysłowości. Wtedy jeden cudzoziemiec nie wytrzymał. Pchnął z całej siły słupek podtrzymujący taśmę odgradzającą kolejkę do biura LOTu od reszty świata. Rozległ się apokaliptyczny łoskot a kolejka zaszumiała złowrogo. Niezrażony pracownik ochrony doprowadził słupek do pozycji pionowej a uspokajające uwagi dwóch miłych pań z kolejki zapobiegły kolejnej próbie lotniskowego przewrotu, który utoczyłby krew tym razem miłej panienki z biura obsługi klienta LOTu.

Wreszcie nadeszła nasza kolej. Wylękniona panienka zapytała czym może nam służyć. Grzecznie zapytaliśmy o możliwość przebukowania lotu na następny weekend. Trudno opisać wyraz ulgi i szczęścia, który odbił się na drobnej miłej twarzyczce- oto zadanie, które leży w zakresie jej możliwości! Skwapliwie zapewniła, że oczywiście tak i zaraz się do tego zabiera. Radość uroczej pani trwała jednak krótko, tylko do momentu, kiedy zapytaliśmy, dlaczego na niedoszły lot dostaliśmy inne miejsca niż wykupiliśmy i czy po przebukowaniu jest możliwe utrzymanie tych samych miejsc. Objawy radości na ślicznej buzi zastąpił wyraz bezbrzeżnego zdumienie pomieszanego z lękiem. Okazało się, że pracownica biura obsługi klienta LOTu nie miała pojęcia, że za rezerwację konkretnych miejsc trzeba zapłacić!!! Panienka pomknęła czym prędzej za zaplecze gdzie siedziała inna pani, najwyraźniej dysponująca wyższym stopniem wtajemniczenia. Po szybkiej naradzie z Wtajemniczoną wyraźnie rozluźniona „nasza” pani powiedziała, że wszystko, czego sobie życzymy, jest możliwe co z kolei spowodowało pojawienie się wyrazu szczęścia na naszych twarzach. Wydawało się, że tak niefortunna przygoda ma reszcie radosny finał dopóki, po obfitym śniadaniu spożytym po drodze mniej z potrzeby napełnienia żołądka a bardziej na pociechę po męczącym poranku,  nie dotarliśmy do domu. Naturalna nieufność wyrobiona przez doświadczenia rzeczywistości „tegokraju” skłoniła nas do sprawdzenia rezerwacji w Internecie. No i zonk oczywiście. Numery miejsc inne niż na wydruku otrzymanym w biurze obsługi. W tym momencie skorzystałam ze wszystkich stereotypów przypisywanych mojej płci (nieodwołalnie tradycyjnie żeńskiej jakby ktoś miał wątpliwości) i wycofałam się na z góry upatrzone pozycje w okolice kuchenki gazowej i zlewozmywaka zostawiając na placu boju męża uzbrojonego w komórkę i wkurzenie na poziomie 10. Po chwili mój ślubny oświadczył, że call center poinformowało, że liczą się miejsca uwidocznione na rezerwacji w necie co, rzecz jasna, wcale mnie nie uspokoiło, gdyż bardzo boję się latania i bezpiecznie czuję się (z powodów, których wyjaśnić nie jestem w stanie) tylko mając widok na skrzydło i silnik z prawej strony i dlatego płacę LOTowi za możliwość siedzenia na konkretnym miejscu. Po analizie usytuowania nowych miejsc okazało się, że z grubsza trzymają moje standardy bezpieczeństwa emocjonalnego i będę miała kawałek upragnionego skrzydła przed nosem co spowodowało, że zgodnie machnęliśmy ręką i doszliśmy do wniosku, że szkoda czasu na dalsze szarpanie się, gdyż i tak nie wiadomo, czy za tydzień podróż dojdzie do skutku bo jesienna pogoda może znowu zrobić swoje.

Zobaczymy, co będzie jutro Jedziemy na lotnisko wcześniej niż ostatnio, odprawimy się tym razem w kiosku, za oknem na razie słońce, w Goleniowie podobno też.  O wszelkich zauważonych po drodze bareizmach będę informowała. Ciekawi mnie tylko, gdzie będę siedziała. Na wszelki wypadek zabieram tabletki sedatywne i książkę o budowie samolotów. Zawsze to jakiś erzac w razie braku odpowiedniego uspokajającego widoczku za oknem.

Moni
O mnie Moni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości